Serce upadłego elfa.
Elfy kojarzone są z istotami dobrymi, przyjaznymi, pięknymi. W literaturze to dosyć popularny motyw i prawie zawsze jest on opisany jako coś pozytywnego. Jednak Christoph Marzi ma inne wyobrażenie na temat tych stworzeń. W swojej powieści „Heaven. Miasto elfów” ukazuje elfy jako coś co niekoniecznie jest dobrym duszkiem. Marzi ma inną definicję dla elfów i jest to coś innowacyjnego i zaskakującego.
„Każda historia jest dobra wtedy,
(...)
gdy dobry jest jej początek.” David zostawia za sobą przeszłość. Na dachach Londynu czuje się wolny. To jedyne miejsce, gdzie jest mu naprawdę dobrze, gdzie adrenalina miesza się ze spokojem. I na jednym z dachów poznaje ją – Heaven. Dziewczyna twierdzi, że nie ma serca. David wie, że to szaleństwo, jednak postanawia jej pomóc. I odtąd już nic nie będzie takie samo.
„Życie jest nieprzewidywalne. I nikt nie może wiecznie grać. W którymś momencie maska opada, a wtedy trzeba spojrzeć w lustro i zmierzyć się z tym, co w nim widzimy.” „Heaven. Miasto elfów” można opisać jednym słowem – intrygująca. Ta książka jest bez wątpienia bardzo intrygująca. Ma w sobie tę magię, która sprawia, że nie możemy przestać jej czytać. Bohaterów również można opisać jako bardzo intrygujące postacie. Autor zadbał o to, by poznawanie każdego z nich było dla czytelnika jak odkrywanie kolejnych elementów układanki. Taki zabieg sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Główni bohaterowie to postacie barwne, wyraziste i bardzo dobrze dopracowane. David to postać, która wiele już przeszła, ale mimo młodego wieku postanawia odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. Przemierzając dachy Londyńskich budynków czuje, że w końcu żyje. Heaven to postać bardzo zaskakująca. Poznajemy ją w dość dziwnych okolicznościach, a z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym odkrytym szczegółem staje nam się coraz bliższa. Wyjaśnienie całej tajemnicy jest dość zaskakujące, dlatego czytelnik będzie miał na zakończenie miłą niespodziankę. Bohaterowie drugoplanowi to również dobrze wykreowane postacie, które wnoszą bardzo dużo dobrego do powieści. Autor zadbał, by każdy z bohaterów był inny i każdy wywoływał w czytelniku niezliczoną ilość emocji.
„Cierpienie wzrasta wraz z miłością. (…) Bo kochać oznacza bać się utraty.” Christoph Marzi miał bardzo ciekawy pomysł na książkę. Autor bardzo dobrze skonstruował fabułę. Jej budowa pobudza ciekawość czytelnika z każdą stroną. Marzi nie zdradza za dużo, co jest bardzo na plus, bo wiemy jak ważna jest tajemniczość w powieściach. Język i styl są na wysokim poziomie, co sprawia, że czytanie staje się prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest bardzo szybka i dynamiczna. Akcja dosłownie goni akcję nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Poznawanie nowych, zaskakujących faktów sprawia, że nasze emocje popadają ze skrajności w skrajność.
„Heaven. Miasto elfów” to książka z dużym potencjałem, lecz niewykorzystanym w stu procentach. Czytając ją, miałam wrażenie, że czegoś brakuje, jakiegoś ważnego elementu. To wrażenie zapewne było związane z moim czystym gapiostwem. Takie uczucie, gdy jestem przekonana, że brakuje ważnego elementu, towarzyszy mi zawsze podczas czytania serii. Czytając pierwszy tom, zawsze mam wrażenie, że autor nie wykorzystuje wszystkich możliwości, gdyż zostawia je sobie na kolejne tomy. I tak też było w przypadku „Heaven. Miasto elfów”. Jednak ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, pod koniec czytania zostałam niemile zaskoczona. Christoph Marzi ujął historię Davida i Heaven w jednym tomie. Zaczynając czytać „Heaven. Miasto elfów” byłam święcie przekonana, że to pierwszy tom serii. Po prostu założyłam, że ta historia to dopiero początek i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam końcówkę „Heaven. Miasto elfów”. Autor daje nam do zrozumienia, że to koniec przygody z elfami. A powiem szczerze, że mało mi „Heaven”. Chętnie bym sięgnęła po kolejne tomy i z wielkim bólem serca i ogromnym niedosytem muszę odłożyć „Heaven. Miasto elfów” na półkę. Kiedyś po nią sięgnę raz jeszcze, by ponownie przenieść się do Miasta elfów.
Czytając „Heaven. Miasto elfów” bardzo często można dostrzec jaką wielką miłością autor darzy Londyn. W wielu wywiadach, Christoph Marzi podkreśla, że kocha Londyn i co rusz na nowo go zaskakuje. To możemy odczuć w „Heaven. Miasto elfów” i dzięki tej książce niejedna osoba zakocha się w magii brytyjskiej stolicy.
„A jednak czasami trzeba składać puste obietnice. Czasami dzięki kłamstwom można zobaczyć życie takie, jakie jest naprawdę.” Taką przysłowiowa wisienką na torcie jest chyba okładka książki. To piękna, zmysłowa, tajemnicza grafika, która w stu procentach oddaje klimat powieści. Niestety minusem jest tytuł powieści, który może zmylić osoby sięgające po tę książkę. Elfów w powieści jest mało i nie jest to typowa powieść o istotach nadnaturalnych. Do miasta elfów nie zaglądamy nawet na sekundę. „Heaven” może sugerować, że to nazwa serii (tak, tak, opisałam moją wpadkę o tym dwa akapity wyżej). Ale te uwagi są na szczęście minusami natury technicznej. Bo dobra fabuła zawsze się wybroni przed takimi niuansami.
Książkę polecam nie tylko fanom takich klimatów. To dobra powieść, która pozostawia po sobie wielki niedosyt. Będzie mi brakować Davida i Heaven i gdzieś po cichu liczę, że może kiedyś jeszcze o nich przeczytam. A teraz pozostaje nam tylko „Miasto elfów”, choć bez „miasta” i bez „elfów” powieści jest znakomita. Polecam!
Recenzja dostępna również na blogu: [link] Pewnego dnia, będąc w trakcie doręczania jednej z przesyłek od panny Trodwood, David poznaje na dachu przez przypadek tajemniczą dziewczynę imieniem Heaven. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż dziewczyna twierdzi, że wcześniej wycięto jej serce i ukradziono. Choć logika każdemu w tum momencie podpowiadałaby, że takie rzeczy nie mogą mieć miejsc, bo w końcu bez serca nie da się żyć,
(...)
Heaven jest święcie przekonana, że właśnie tak się stało. Choć całkowicie sceptycznie nastawiony do tego David, mimo niezbitych dowodów wskazanych przez dziewczynę, uważa, że musiała ona postradać zmysły, postanawia pomóc wrócić jej do domu. Gdy jednak udając się do szpitala, bohaterowie dowiadują się, że Heaven jest ścigana przez tych samych mężczyzn, którzy ukradli jej serce, David postanawia pomóc jej uporać się z problemem. Jednak rzeczy całkowicie niemożliwe bardzo często się zdarzają!
W większości przypadków staram się nie oceniać książek po okładce, jednakże gdy tylko zobaczyłam jak cudownie prezentuje się powieść Heaven. Miasto elfów wiedziałam, że nie mogę przejść koło niej obojętnie. Jej okładka jej po prostu cudowna - utrzymana w ciemnych niebiesko-fioletowych barwach idealnie oddaje charakter całej fabuły i świetnie pasuje do miejsca akcji w niej przedstawionego. Pewnie gdyby nie to w ogóle nie zdecydowałabym się na zapoznanie z tą książką, gdyż czasy, gdy czytałam powieści paranormalne czy fantasy mam już za sobą - teraz zwyczajnie nudzę się przy tego typu książkach. Opis książki, choć trzeba przyznać, że ciekawy i oryginalny, nie przekonał mnie jednak aż tak bardzo do siebie, bym po nią sięgnęła. Teraz jednak bardzo się cieszę, że choć raz to dzięki okładce zdecydowałam się na lekturę, gdyż w Heaven. Miasto elfów otrzymałam na prawdę wciągającą powieść, którą świetnie mi się czytało.
W książce poznajemy młodego chłopaka, który chcąc oderwać się od swojego dotychczasowego życia przeniósł się jakiś czas temu z Cardiff do Londynu. Jego dzieciństwo wcale nie było takie, jak powinno być. Przez większość czasu musiał zmagać się z chorobą matki oraz agresją ojca. Wszystko to posunęło go w końcu do ucieczki z domu, by w końcu móc żyć według własnych zasad. David nie był jednak wcale taki świetny, wcześniej mieszał się nie raz w nieciekawe interesy i spędzał czas w nieodpowiednim towarzystwie, jednak udało mu się trafić na osobę, która pomogła mu się z tego wydostać. Bardzo spodobała mi się osoba Davida - to jego opanowanie, bezinteresowność i spokój. To jeden z tych bohaterów, których poznajemy lepiej za pośrednictwem postrzegania danej historii właśnie z jego perspektywy. Zaimponowało mi to, że spotykając dziewczynę, która wygaduje rzeczy nie mające w ogóle sensu, nie odwrócił się od niej wyzywając od wariatek, lecz widząc ją w potrzebie, trzymając na wodzy swoje przekonania, po prostu jej pomógł. Oczywiście zapewne w tym przypadku miało duże znaczenie to, że Heaven od samego początku mu się spodobała, jednakże nie często znajdziemy już takie osoby, jak David.
Oczywiście nie byłoby też całe historii, gdyby nie Heaven, czyli ta tajemnicza dziewczyna bez serca. Przez większość książki tak naprawdę razem z Davidem i nie raz nią samą, poznajemy ją - jaka jest, skąd pochodzi no i jaką ma tajemnicę. Szybko się okazuje, że tak na prawdę to nawet sama Heaven tak na prawdę nie zna siebie do końca. Wydawać by się mogło, że po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie - ot przypadkowa dziewczyna, której ktoś chciał wyciąć serce. Dalej jednak wszystko się wyjaśnia - a jest to bardzo intrygujące wyjaśnienie. Co do Heaven mam mieszane uczucia. Bardzo ciężko było mi ją rozgryźć i tak właściwie odnoszę wrażenie, że nawet teraz, gdy już mam lekturę ów książki za sobą, tak na prawdę nie udało mi się tak prawdziwie jej poznać. Odnoszę wrażenie, że autor powieści za bardzo skupił się na tym całym wątku tajemnicy, który towarzyszy jej osobie, a zapomniał bardziej przedstawić czytelnikowi prawdziwą Heaven, a szkoda, bo mogłaby być to na prawdę przyjazna osoba.
Jak już wcześniej wspominałam, sama historia bardzo mile mnie zaskoczyła i wbrew temu, co myślałam na początku, jak najbardziej mi się spodobała. Jej fabuła wydała mi się być jak najbardziej przemyślana, choć miejscami może nie do końca dopracowana. Trochę rozczarowało mnie to, że autor skupił się na bardzo dokładnym przedstawieniu środka książki, natomiast jej zakończenie tak na prawdę zrobił tak, jakby po prostu bardzo mu się gdzieś spieszyło i dopisał je szybciutko na kolanie. Wiele z przedstawionych pod koniec wątków było dla mnie po prostu słabych i błahych - z łatwością można by pociągnąć całość nieco dalej i stworzyć bardziej odpowiadające całości zakończenie.
W stylu autora nie podobała mi się w sumie jedna jedyna rzecz - to, że podczas przemieszczania się bohaterów po Londynie wymieniał on prawie każdą ulicę, którą mijali. Podejrzewam, że chciał on, aby cała historia stała się przez to bardziej rzeczywista i pragnął umożliwić czytelnikowi lepsze odnalezienie się w tym sporym mieście, jednak jak dla mnie wyszło to raczej bardzo męcząco. Dla osoby, która nigdy w tym mieście nie była, nie ma tak na prawdę znaczenia, jakimi dokładnie ulicami bohaterowie się poruszali, wystarczył wymienić jedną, góra dwie nazwy, a nie wszystkie! Mi osobiście bardzo przeszkadzało to w czytaniu i nie raz ze złości miała ochotę książkę zwyczajnie porzucić. Dzięki jednak bardzo ciekawej fabule tego nie zrobiłam (zdecydowanie później bym tej decyzji żałowała), myślę jednak, że nie jedna osoba może tego nie wytrzymać, przez co straci na prawdę świetną historię.
Podsumowując więc, Heaven. Miasto elfów to na prawdę ciekawa książka, która jednak sporo traci przez te wymienione przeze mnie wady. Autor miał bardzo ciekawy pomysł na fabułę, bohaterów oraz umieszczenie wszystkiego na ulicach Londynu, jednakże nie przemyślał on do końca kilku z pozoru mało istotnych, a jednak bardzo ważnych elementów. Mimo wszystko uważam jednak lekturę książki za udaną i będę ją polecać każdemu, kto choć w jakimś stopniu lubi tego typu powieści. Myślę, że warto przymknąć trochę oko na ów wady, by móc zapoznać się z tą ciekawą historią.
Elfy kojarzone są z istotami dobrymi, przyjaznymi, pięknymi. W literaturze to dosyć popularny motyw i prawie zawsze jest on opisany jako coś pozytywnego. Jednak Christoph Marzi ma inne wyobrażenie na temat tych stworzeń. W swojej powieści „Heaven. Miasto elfów” ukazuje elfy jako coś co niekoniecznie jest dobrym duszkiem. Marzi ma inną definicję dla elfów i jest to coś innowacyjnego i zaskakującego.
„Każda historia jest dobra wtedy, (...) gdy dobry jest jej początek.” David zostawia za sobą przeszłość. Na dachach Londynu czuje się wolny. To jedyne miejsce, gdzie jest mu naprawdę dobrze, gdzie adrenalina miesza się ze spokojem. I na jednym z dachów poznaje ją – Heaven. Dziewczyna twierdzi, że nie ma serca. David wie, że to szaleństwo, jednak postanawia jej pomóc. I odtąd już nic nie będzie takie samo.
„Życie jest nieprzewidywalne. I nikt nie może wiecznie grać. W którymś momencie maska opada, a wtedy trzeba spojrzeć w lustro i zmierzyć się z tym, co w nim widzimy.” „Heaven. Miasto elfów” można opisać jednym słowem – intrygująca. Ta książka jest bez wątpienia bardzo intrygująca. Ma w sobie tę magię, która sprawia, że nie możemy przestać jej czytać. Bohaterów również można opisać jako bardzo intrygujące postacie. Autor zadbał o to, by poznawanie każdego z nich było dla czytelnika jak odkrywanie kolejnych elementów układanki. Taki zabieg sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Główni bohaterowie to postacie barwne, wyraziste i bardzo dobrze dopracowane. David to postać, która wiele już przeszła, ale mimo młodego wieku postanawia odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. Przemierzając dachy Londyńskich budynków czuje, że w końcu żyje. Heaven to postać bardzo zaskakująca. Poznajemy ją w dość dziwnych okolicznościach, a z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym odkrytym szczegółem staje nam się coraz bliższa. Wyjaśnienie całej tajemnicy jest dość zaskakujące, dlatego czytelnik będzie miał na zakończenie miłą niespodziankę. Bohaterowie drugoplanowi to również dobrze wykreowane postacie, które wnoszą bardzo dużo dobrego do powieści. Autor zadbał, by każdy z bohaterów był inny i każdy wywoływał w czytelniku niezliczoną ilość emocji.
„Cierpienie wzrasta wraz z miłością. (…) Bo kochać oznacza bać się utraty.” Christoph Marzi miał bardzo ciekawy pomysł na książkę. Autor bardzo dobrze skonstruował fabułę. Jej budowa pobudza ciekawość czytelnika z każdą stroną. Marzi nie zdradza za dużo, co jest bardzo na plus, bo wiemy jak ważna jest tajemniczość w powieściach. Język i styl są na wysokim poziomie, co sprawia, że czytanie staje się prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest bardzo szybka i dynamiczna. Akcja dosłownie goni akcję nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Poznawanie nowych, zaskakujących faktów sprawia, że nasze emocje popadają ze skrajności w skrajność.
„Heaven. Miasto elfów” to książka z dużym potencjałem, lecz niewykorzystanym w stu procentach. Czytając ją, miałam wrażenie, że czegoś brakuje, jakiegoś ważnego elementu. To wrażenie zapewne było związane z moim czystym gapiostwem. Takie uczucie, gdy jestem przekonana, że brakuje ważnego elementu, towarzyszy mi zawsze podczas czytania serii. Czytając pierwszy tom, zawsze mam wrażenie, że autor nie wykorzystuje wszystkich możliwości, gdyż zostawia je sobie na kolejne tomy. I tak też było w przypadku „Heaven. Miasto elfów”. Jednak ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, pod koniec czytania zostałam niemile zaskoczona. Christoph Marzi ujął historię Davida i Heaven w jednym tomie. Zaczynając czytać „Heaven. Miasto elfów” byłam święcie przekonana, że to pierwszy tom serii. Po prostu założyłam, że ta historia to dopiero początek i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam końcówkę „Heaven. Miasto elfów”. Autor daje nam do zrozumienia, że to koniec przygody z elfami. A powiem szczerze, że mało mi „Heaven”. Chętnie bym sięgnęła po kolejne tomy i z wielkim bólem serca i ogromnym niedosytem muszę odłożyć „Heaven. Miasto elfów” na półkę. Kiedyś po nią sięgnę raz jeszcze, by ponownie przenieść się do Miasta elfów.
Czytając „Heaven. Miasto elfów” bardzo często można dostrzec jaką wielką miłością autor darzy Londyn. W wielu wywiadach, Christoph Marzi podkreśla, że kocha Londyn i co rusz na nowo go zaskakuje. To możemy odczuć w „Heaven. Miasto elfów” i dzięki tej książce niejedna osoba zakocha się w magii brytyjskiej stolicy.
„A jednak czasami trzeba składać puste obietnice. Czasami dzięki kłamstwom można zobaczyć życie takie, jakie jest naprawdę.” Taką przysłowiowa wisienką na torcie jest chyba okładka książki. To piękna, zmysłowa, tajemnicza grafika, która w stu procentach oddaje klimat powieści. Niestety minusem jest tytuł powieści, który może zmylić osoby sięgające po tę książkę. Elfów w powieści jest mało i nie jest to typowa powieść o istotach nadnaturalnych. Do miasta elfów nie zaglądamy nawet na sekundę. „Heaven” może sugerować, że to nazwa serii (tak, tak, opisałam moją wpadkę o tym dwa akapity wyżej). Ale te uwagi są na szczęście minusami natury technicznej. Bo dobra fabuła zawsze się wybroni przed takimi niuansami.
Książkę polecam nie tylko fanom takich klimatów. To dobra powieść, która pozostawia po sobie wielki niedosyt. Będzie mi brakować Davida i Heaven i gdzieś po cichu liczę, że może kiedyś jeszcze o nich przeczytam. A teraz pozostaje nam tylko „Miasto elfów”, choć bez „miasta” i bez „elfów” powieści jest znakomita. Polecam!
W większości przypadków staram się nie oceniać książek po okładce, jednakże gdy tylko zobaczyłam jak cudownie prezentuje się powieść Heaven. Miasto elfów wiedziałam, że nie mogę przejść koło niej obojętnie. Jej okładka jej po prostu cudowna - utrzymana w ciemnych niebiesko-fioletowych barwach idealnie oddaje charakter całej fabuły i świetnie pasuje do miejsca akcji w niej przedstawionego. Pewnie gdyby nie to w ogóle nie zdecydowałabym się na zapoznanie z tą książką, gdyż czasy, gdy czytałam powieści paranormalne czy fantasy mam już za sobą - teraz zwyczajnie nudzę się przy tego typu książkach. Opis książki, choć trzeba przyznać, że ciekawy i oryginalny, nie przekonał mnie jednak aż tak bardzo do siebie, bym po nią sięgnęła. Teraz jednak bardzo się cieszę, że choć raz to dzięki okładce zdecydowałam się na lekturę, gdyż w Heaven. Miasto elfów otrzymałam na prawdę wciągającą powieść, którą świetnie mi się czytało.
W książce poznajemy młodego chłopaka, który chcąc oderwać się od swojego dotychczasowego życia przeniósł się jakiś czas temu z Cardiff do Londynu. Jego dzieciństwo wcale nie było takie, jak powinno być. Przez większość czasu musiał zmagać się z chorobą matki oraz agresją ojca. Wszystko to posunęło go w końcu do ucieczki z domu, by w końcu móc żyć według własnych zasad. David nie był jednak wcale taki świetny, wcześniej mieszał się nie raz w nieciekawe interesy i spędzał czas w nieodpowiednim towarzystwie, jednak udało mu się trafić na osobę, która pomogła mu się z tego wydostać. Bardzo spodobała mi się osoba Davida - to jego opanowanie, bezinteresowność i spokój. To jeden z tych bohaterów, których poznajemy lepiej za pośrednictwem postrzegania danej historii właśnie z jego perspektywy. Zaimponowało mi to, że spotykając dziewczynę, która wygaduje rzeczy nie mające w ogóle sensu, nie odwrócił się od niej wyzywając od wariatek, lecz widząc ją w potrzebie, trzymając na wodzy swoje przekonania, po prostu jej pomógł. Oczywiście zapewne w tym przypadku miało duże znaczenie to, że Heaven od samego początku mu się spodobała, jednakże nie często znajdziemy już takie osoby, jak David.
Oczywiście nie byłoby też całe historii, gdyby nie Heaven, czyli ta tajemnicza dziewczyna bez serca. Przez większość książki tak naprawdę razem z Davidem i nie raz nią samą, poznajemy ją - jaka jest, skąd pochodzi no i jaką ma tajemnicę. Szybko się okazuje, że tak na prawdę to nawet sama Heaven tak na prawdę nie zna siebie do końca. Wydawać by się mogło, że po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie - ot przypadkowa dziewczyna, której ktoś chciał wyciąć serce. Dalej jednak wszystko się wyjaśnia - a jest to bardzo intrygujące wyjaśnienie. Co do Heaven mam mieszane uczucia. Bardzo ciężko było mi ją rozgryźć i tak właściwie odnoszę wrażenie, że nawet teraz, gdy już mam lekturę ów książki za sobą, tak na prawdę nie udało mi się tak prawdziwie jej poznać. Odnoszę wrażenie, że autor powieści za bardzo skupił się na tym całym wątku tajemnicy, który towarzyszy jej osobie, a zapomniał bardziej przedstawić czytelnikowi prawdziwą Heaven, a szkoda, bo mogłaby być to na prawdę przyjazna osoba.
Jak już wcześniej wspominałam, sama historia bardzo mile mnie zaskoczyła i wbrew temu, co myślałam na początku, jak najbardziej mi się spodobała. Jej fabuła wydała mi się być jak najbardziej przemyślana, choć miejscami może nie do końca dopracowana. Trochę rozczarowało mnie to, że autor skupił się na bardzo dokładnym przedstawieniu środka książki, natomiast jej zakończenie tak na prawdę zrobił tak, jakby po prostu bardzo mu się gdzieś spieszyło i dopisał je szybciutko na kolanie. Wiele z przedstawionych pod koniec wątków było dla mnie po prostu słabych i błahych - z łatwością można by pociągnąć całość nieco dalej i stworzyć bardziej odpowiadające całości zakończenie.
W stylu autora nie podobała mi się w sumie jedna jedyna rzecz - to, że podczas przemieszczania się bohaterów po Londynie wymieniał on prawie każdą ulicę, którą mijali. Podejrzewam, że chciał on, aby cała historia stała się przez to bardziej rzeczywista i pragnął umożliwić czytelnikowi lepsze odnalezienie się w tym sporym mieście, jednak jak dla mnie wyszło to raczej bardzo męcząco. Dla osoby, która nigdy w tym mieście nie była, nie ma tak na prawdę znaczenia, jakimi dokładnie ulicami bohaterowie się poruszali, wystarczył wymienić jedną, góra dwie nazwy, a nie wszystkie! Mi osobiście bardzo przeszkadzało to w czytaniu i nie raz ze złości miała ochotę książkę zwyczajnie porzucić. Dzięki jednak bardzo ciekawej fabule tego nie zrobiłam (zdecydowanie później bym tej decyzji żałowała), myślę jednak, że nie jedna osoba może tego nie wytrzymać, przez co straci na prawdę świetną historię.
Podsumowując więc, Heaven. Miasto elfów to na prawdę ciekawa książka, która jednak sporo traci przez te wymienione przeze mnie wady. Autor miał bardzo ciekawy pomysł na fabułę, bohaterów oraz umieszczenie wszystkiego na ulicach Londynu, jednakże nie przemyślał on do końca kilku z pozoru mało istotnych, a jednak bardzo ważnych elementów. Mimo wszystko uważam jednak lekturę książki za udaną i będę ją polecać każdemu, kto choć w jakimś stopniu lubi tego typu powieści. Myślę, że warto przymknąć trochę oko na ów wady, by móc zapoznać się z tą ciekawą historią.